Mimo ze chłopaki byli naprawdę bardzo mili, postanowiłyśmy z rana (w razie czego) przenieść się do kolejnego hosta, gdyz mój „luby” swierdzil stanowczo ze „nigdzie nie ide”.. Masz ci los! A jednak poszłam
Ledwo przekroczyłyśmy prog mieszkania, dostałyśmy smsa od Norwega, który również zgodzil się nas przenocowac, ze ma dla nas niespodzianke w porcie. Gdy doszłyśmy na miejsce okazalo się ze czekala tam na nas piekna łódź z 3 norwegami na pokładzie. CUDOWNIE!!!! Morze, piekne słonce, dookoła wyspy, fjordy (male bo male, ale zawsze fjordy;). Chlopaki udostępnili nam ster, zagle i cieple kurteczki… i do przodu!! „Zawsze chętnie płynę w taki rejs, tylko gdzie to jest oh gdzie to jest….”
Po 5 h rejsu, z opalonymi Buzkami, uśmiechem od ucha do ucha, milionem zdjęć i rozwianymi wlosami, ruszyłyśmy na zwiedzanie slicznych kolorowych uliczek i pobliskich sklepow z pamiątkami. Koło godziny 17 wybralysmy się w droge do naszego nowego hosta, po 2 h wędrówki i 0,5jezdzie autobusem w koncu odnalazłyśmy jego akademik za miastem (teoretycznie powinnyśmy były się tam znaleźć w 20 minut autobusem… ale ta polsko-meksykanska orientacja w terenie….)
Nasz nowy host – Jan, Filipinczyk z pochodzenia, nie przestawal gadac. Czułam się przy nim jak niemowa! Gadaliśmy i śmialiśmy się do 3 w nocy. Gdy pokazal nam zdjecie fjordow stwierdzilysmy ze nie ma co przeliczac, trzeba po prostu pozbierac się i jechac! Sprawdziłyśmy rozklad autobusow, pociągów i statkow i obliczyłyśmy koszta na jakies 800 koron, czyli 400zł. Tyle byłyśmy w stanie wydac. Ze stresu i ekscytacji nie umiałyśmy zasnąć cała noc (szczególnie ze spałyśmy w malutkim pokoju z naszym gospodarzem, na rozkladanej drewnianej, twardej lawie…;)