bedac juz w centrum Bergen stwierdzilysmy, ze warto sprobowac dojechac na stopa do naszego kolegi. Napisalam wiec nowa karteczke.. po 15 min, zrezygnowane chcialysmy juz isc na autobus, gdy zatrzymalo sie kolejne luksusowe auto z przystojnym, eleganckim mezczyzna:D
Otworzyl drzwi i przywital nas slowami: "powiem Wam dziewczyny ze macie na prawde szczescie, nie dosc ze stoicie na zlej drodze to jeszcze w przeciwnym kierunku. Ale tak sie sklada, ze akurat sie tam wybieram..."
to sie nazywa fart i meksykansko-polska orientacja w terenie:P
Jan juz na nas czekal, pokazalysmy mu zdjecia, opowiedzialysmy mu nasza niesamowita przygode, zjadlysmy cos i pobieglysmy na przystanek w strone lotniska. Niestety nie udalo sie zlapac stopa na lotnisko... :P:P
Za to w Arlandzie (w Sztokholmie) udalo nam sie zlapac ostatni autobus miejski o 23:40, potem pociag i kolejny autobus, I tak o to o 1:30 dotarlysmy zmeczone, szczesliwe i jednoczesnie smutne do Kungshamry....
"A widziałeś fjordy? Fjordy to mi z ręki jadły!"
Nastepny cel.... Meksyk?
potrzebuje tylko troche szczescia, czasu i pieniedzy... :)